

Szczerze mówiąc to się trochę zawiodłam. Po przeczytaniu "Mężczyzny, który się uśmiechał" byłam przekonana, że kolejna pozycja Mankella, która posiadam również zafascynuje mnie swoją mroczną intrygą, niewyjaśnioną tajemnicą i ciągłym mieszaniem mi w głowie, kiedy to już byłam o krok od znalezienia mordercy. O "Psach z Rygi" nie mogę powiedzieć tego samego, historia średnio interesująca, część wydarzeń trochę nieprawdopodobna i nawet Wallander tutaj wydaje się nudnym policjantem, który tylko marzy o zmianie pracy. Być może Mankell pod wpływem zmian, które przyniosła ze sobą końcówka lat osiemdziesiątych stworzył książkę, która bardzo mocno skupia się na sytuacji politycznej w Europie Wschodniej i stąd taka a nie inna fabuła. Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać jeszcze jedną książkę Mankella i rozstrzygnąć wewnętrzny spór: Warto czy nie warto czytać książek tego autora? Oto jest pytanie.